XXXV. Prałat Paweł opowiada o nieczystości



Panowie rozmawiali o nieczystości, czy od kleryków można więcej wymagać niż od ich otoczenia. Ojciec Jacek w ogóle twierdził, że kryzysy odnoszące się do nieczystości go nie obchodzą i nie w tym rzecz, czy ktoś ma kryzysy, ale czy ma powołanie. U nich – do głoszenia.

-        Gdybym zobaczył, może wyczuł, dobrego kaznodzieję – mówił ojciec Jacek, trochę się może za bardzo, podejrzanie, zapalając do tematu – to byłbym w stanie wybronić go od jakichś tam drobnych historii, powiedziałbym: zobaczymy za dziesięć lat.

-        A to powiedziałeś zakonną herezję – uśmiał się ksiądz magister Wojciech – przecież powszechnie wiadomo, że nie możesz głosić nic innego niż to, czym żyjesz.

-        Głosimy miłosierdzie Boże – oburzył się ojciec Jacek – a nie doskonałość moralną. Znowu to legalistyczne podejście.

-        Panowie, przestańcie o tej teologii – poprosił prałat Paweł. Może ja opowiem coś z literatury. Jest takie opowiadanie Czechowa. Że koledzy wyciągają bohatera do jakiegoś taniego, rosyjskiego przybytku, a ten młodzieniec za delikatny jest na to i potem przeżywa emocjonalnie tę wizytę – podczas której się zresztą nawet ani trochę, że tak powiem, nie rozerwał.

-        Otóż mnie zdarzyła się historia zupełnie niepodobna, o tyle że jako bardzo młody człowiek z bardzo uczciwą dziewczyną byłem na kolacji, ale pozostawiła mi ta scena wrażenie wielkiej nieczystości, i to z mojej strony, dlatego może teraz mi się przypomniała.

-        Otóż wszystko rozwijało się lege artis aż do deseru (chyba nawet był szampan), tylko że potem jakoś tak zaproponowałem jej oglądanie francuskich filmów, a ponieważ u moich rodziców było chłodno, to przykryliśmy nogi kocykiem, przy czym dla czystości procesowej muszę zaznaczyć, że było to siedzenie po turecku na kanapie, zupełnie face-to-face i bez przypadkowych potrąceń stopami. Jednakże kocyk był jeden i tego nie mam zamiaru się wypierać.

-        No i siedzieliśmy tak pod tym kocykiem, zwróceni do siebie, i udawaliśmy, że nas interesuje akcja tam dwa metry dalej na ekranie, i w końcu przeszliśmy na tematy religijne. I w tym momencie zaczęliśmy rozmawiać w sposób bardzo nieekumeniczny. Ona powiedziała coś o pazerności Kościoła, a ja, że to w ogóle nie o to chodzi, bo Chrystus nas zbawia, to ona, kto widział twojego Chrystusa, i jakoś tak nagle zrobiło się nieprzyjemnie. Porozmawialiśmy jeszcze ze dwadzieścia minut i ona poszła. Ja ją odprowadziłem do autobusu, ale to już było na siłę.

-        Ale na czym polegała ta nieczystość? – chciał wiedzieć ksiądz magister Wojciech.

-        No, chyba nigdy nie nagrzeszyłem tak jak wtedy – powiedział prałat Paweł puszczając mimo uszu chyba niezbyt mądre pytanie księdza magistra Wojciecha. – Miałem potem duże wątpliwości, czy ktoś tak nieczysty powinien zostać księdzem. Ale jakoś tu jestem między wami. Być może byłem potrzebny i tej dziewczynie, z wielką niepewnością to mówię, i może też to siedzenie pod kocykiem, i ta rozmowa o teologii niewczesna, była po coś.