XLVIII. Prałat Paweł opowiada historię starożytną o pustelniku, który został arcybiskupem


Właśnie poprzedniego dnia proboszcz sąsiedniej parafii w miasteczku został mianowany prałatem. Panowie dyskutowali, czy dystynkcje kościelne u księży przyczyniają się do zbawienia dusz. Ojciec Jacek twierdził, że na pewno nie – dusz samych księży, bo karmią ich demona pychy, a skądinąd wiadomo, że tego demona nasycić niepodobna i tym jest głodniejszy, im więcej połknie, jak się o tym dowiadujemy choćby z drugiej stancy „Boskiej komedii”. Natomiast ksiądz magister Wojciech zauważał praktycznie, że księża też muszą mieć jakieś swoje przyjemności, i że teologicznie jest obojętne, że jeden np. gra na fortepianie, drugi łowi ryby, a trzeci nosi czerwone guziki. Zresztą w każdej armii są kaprale i starsi kaprale.
-          Przypomniało mi się – rzekł przy tej okazji prałat Paweł – że czytałem kiedyś taką historię starożytną o pustelniku, który został ze względu na swoją świątobliwość wybrany biskupem. W zasadzie nawet arcybiskupem, jeśli chodzi o ścisłość, bo to była duża i szacowna stolica starożytna. Bardzo tego nie chciał, ale przez świętą pokorę uległ swoim diecezjanom – bo to były czasy, jak powiadam, starożytne, kiedy diecezjanie wybierali arcybiskupów bez pomocy innych różnych instancji – no i ten pustelnik pierwszego dnia, kiedy zamieszkał w pałacu biskupim, miał taką sytuację, że przyszedł do niego archanioł... 
-          Znowu – powiedział ksiądz magister Wojciech.
-          No tak, bo to były czasy starożytne. I jeszcze zapomniałem powiedzieć, że to nie była dla tego pustelnika taka wielka nowość, bo dotąd i tak jeden anioł przychodził do niego codziennie w południe śpiewać Angelus Domini – i tak razem śpiewali w tej pustelni: pustelnik ochrypłym basem, a anioł, przedstawcie sobie, barytonem lirycznym.
-          Do rzeczy, do rzeczy – powiedział ksiądz magister Wojciech.
-          No i wtedy, pierwszego dnia po wyborze, przyszedł do niego archanioł – pustelnik od razu poznał, że to archanioł, bo miał trzy pary skrzydeł i świetlistą zbroję – i powiedział – od dzisiaj, drogi pustelniku, a w zasadzie arcybiskupie, dość tego „Angelus Domini”. My będziemy teraz śpiewać „Archangelus Domini”, według czterogłosowej tabulatury z Solesmes. No i ten pustelnik...
-          Pewnie go przegnał kosturem – zaśmiał się ojciec Jacek.
-          No nie – powiedział prałat Paweł – z tego, co wiem, ukląkł pokornie, i tak razem śpiewali „Archangelus Domini”, trochę naginając prozodię co prawda, bo w „archangelus” jest oczywiście o jedną sylabę więcej.
-          A ja myślałem, że to był diabeł przebrany, żeby zdemaskować jego pychę – powiedział ojciec Jacek.
-          Nie, chyba nie, dlaczego? – zdziwił się prałat Paweł – mówiłem, że to był bardzo świątobliwy pustelnik. Natomiast podobno żałował trochę tamtego starego anioła, tego z barytonem lirycznym. Tak przynajmniej czytałem w tej historii. Bo ten nowy archanioł dysponował basso profondo i tak jakoś im się głosy zlewały, jak śpiewali. Ale za to w kaplicy arcybiskupiej była lepsza akustyka niż w pustelni. Coś za coś, tak to mówią.