III. Prałat Paweł daje przykład harmonijnego wyznawania religii w szacunku dla tradycji


-          Byłem w zeszłym roku w Boże Narodzenie w sporym mieście w środkowym Ohio – mówił prałat Paweł. – Arcybiskup Cleveland mówił mi, że muszę je koniecznie zobaczyć, bo jest pięknym i budującym przykładem harmonijnego wyznawania religii w szacunku dla tradycji.
-          Bardzo mnie zafrapowała fraza: „harmonijne wyznawanie religii” – ciągnął prałat Paweł – dotąd myślałem, że wyznajemy coś lekko innego niż religię. Zapytałem arcybiskupa, co ma na myśli. "Patrz na wieże" - powiedział.
-          Miałem wolną niedzielę, to zdecydowałem pojechać i zobaczyć te wieże. I myślałem, że natknę się na taki obrazek: tutaj kopia niemieckiego Weihnachtsmarktu, tam znowu jakiś targ lewantyński, ówdzie znowu zakutane baby pirożki sprzedają, a w tle przycupnął, że tak powiem, pseudoromański kościółek zawinięty w kolorowe świeczki.
-          A tymczasem? – zapytał ojciec Jacek.
-          Tymczasem były tam obecne wszystkie te elementy społeczeństwa wielokulturowego – mówił dalej prałat Paweł. – Tylko że zamiast pseudoromańskiego kościółka był cały pokaźny “religious quarter” czyli po prostu dzielnica czy kwartał religijny, a w tym kwartale pięć świątyń mniej lub bardziej wielokrotnie reformowanych o podobnym stylu architektonicznym czternastej wody po najzdolniejszym uczniu Franka Lloyda Wrighta. A każda z tych świątyń miała swoją wieżę rzeczywiście, i na każdej z tych wież – takie pulsujące światło jak w latarni morskiej.
-          Pięknie – zachwycił się ojciec Jacek.
-          Dosyć to było widowiskowe nawet – zgodził się prałat Paweł - ale niewiele z tego dla mnie wynikało, więc postanowiłem chodzić na nabożeństwa. I tak się jakoś zdarzyło, że wszystkie te nabożeństwa nie kolidowały ze sobą terminowo. Jak u jednej denominacji było o dwunastej, to u drugiej u trzynastej trzydzieści, a u trzeciej z kolei o piętnastej, tak że w przerwach to można było nawet napić się kawy. No i przy czwartym nabożeństwie coś mnie tknęło, więc podchodzę do wspólnego kaznodziei...
-          Zaraz, jakiego wspólnego? - chciał wiedzieć ojciec Jacek.
-          No tak, bo każde z nabożeństw odprawiał ten sam facet, rozumiecie, tylko w każdej świątyni inaczej przebrany. U tych w krawacie, u tamtych w takiej todze, u innych w birecie czarnym, ale to był on niewątpliwie in ipsa persona.
-          Dobre – powiedział ksiądz magister Wojciech.
-          Pytam więc, co symbolizuje to światło latarni morskiej na wieżach szacownych świątyń. Bo, mówię, domyślam się, że może chodzić o to, że Chrystus jak latarnia morska wskazuje drogę, czy o jakiś inny, równie przejrzysty symbol.
-          „A, to jest nasze wspólne przedsięwzięcie z neokatechumenatem plemienia Irokezów” - mówi ten wspólny kaznodzieja. – „Przez całe święta wyświetlamy na latarniach, w języku irokezyjskim, hasło: "Jezus zbawia". Pismo irokezyjskie, ksiądz pewnie nie wie, jest wyłącznie sygnałowe, to jest treść komunikujemy przy pomocy sygnałów świetlnych. Proszę spojrzeć” - i wskazuje płynnym ruchem pięć pulsujących świateł na pięciu wieżach.
-          „Tak” - powiedziałem – „a ta piąta świątynia, w której jeszcze nie byłem, to może... ehmm... katolicka?”
-          „A, pastor Johann, good guy, sprzedaje kiełbaski bawarskie. Tam jest kramik.”
-          Panowie! - mówił dalej prałat Paweł - Jakie były pyszne te jego bawarskie kiełbaski, świetnie przyprawione, z imbirem, z chrzanikiem świeżo startym! Poczułem się jak w Monachium w latach siedemdziesiątych, jak tam jeździłem myć okna w katedrze. A, i zapomniałem powiedzieć, że ten pastor, tfu! to znaczy proboszcz Johann, jak już się napiliśmy porządnie Gluhwein, to mówi do mnie - "Tak naprawdę to w irokezyjskim języku sygnałowym nie ma słowa "Jezus"".
-          „To co oni piszą?” - chciałem wiedzieć.
-          „O, to tylko dziesięciu najstarszych Indian wie. Moim zdaniem coś w stylu: "Duży Biały Bizon Szybko Szybko."”
-          Nie wiem – kończył prałat Paweł – jak to tam było z językiem irokezyjskim. Wiem, że te latarnie tak pięknie świeciły, a turystów było całe zatrzęsienie, że w pewnej chwili i ja pragnąłem stać się takim wspólnym kaznodzieją. Może nawet porozmawiam w tej sprawie z arcybiskupem Cleveland.