XII. Prałat Paweł opowiada o zadbanym fizycznie księdzu



-          Kiedyś znałem księdza bardzo zadbanego fizycznie – opowiadał prałat Paweł, kiedy szli parkiem miejskim do budki z hot-dogami. – chodził nawet do kosmetyczki. Wypielęgnowane dłonie, sportowa sylwetka.
Panowie czekali na rozwój opowieści, żeby nie skompromitować się przedwczesną krytyką zadbanego duchownego.
-          Pewnie uważał, że atrakcyjny mężczyzna przyciągnie więcej kobiet do kościoła – zakonkludował ksiądz magister Wojciech, nie doczekawszy się ciągu dalszego.
-          Czasami dbałość o stronę fizyczną rekompensuje nadmierną nieśmiałość, zwłaszcza u osób publicznych – powiedział ojciec Jacek.
-          Znowu ta pop-psychologia – burknął ksiądz magister Wojciech, który tego dnia nie był w dobrym humorze – na pewno miał jakąś babę na boku i tyle. O czym tu gadać.
-          Żeby to było takie proste, „jakąś babę” – ofuknął go ojciec Jacek – akurat ci najprzystojniejsi nie muszą mieć nikogo na boku. Bardziej się boję tych łysych w okularach i zgarbionych.
-          Kurialista – poddał ksiądz magister Wojciech. – Z Angelicum jakiś absolwent. Asystent biskupa. Jak ja nie lubię tych wyglansowanych asystencików w wyczyszczonych pantoflach. Groby pobielane! Poobieraliby kartofle u mnie w seminarium, to by się im odechciało glansowania trzewiczków.
-          Chciałbym jakoś panów pogodzić – powiedział prałat Paweł. – Ksiądz, o którym mówię, nie był z Angelicum, nie był kurialistą ani niczym asystentem i, o ile wiem, nie miał żadnej baby na boku. Tyle że przeszedł na emeryturę. I wtedy zaczął chodzić w słomkowym kapeluszu, płóciennym garniturze i z laseczką. Niektórzy mówili, że zbzikował. Zapytałem go o to. „Wiesz”, powiedział – „jak nie byłem księdzem, to była komuna i nie było takich garniturów, a potem, jak były garnitury, to byłem już księdzem i mi nie wypadało ich nosić. Luter powiedział – nie oddawajmy diabłu dobrej muzyki. Ja mówię: nie oddawajmy mu dobrych garniturów” – tak mi jeszcze rzekł.
-          Ciekawe, że opisałeś tego księdza od góry – zauważył ojciec Jacek, który był freudystą.
-          Nie chciałem mówić o butach – odpowiedział spokojnie prałat Paweł, który zaczął już jeść swojego hot-doga – buty miał niestety słabo doczyszczone. Nie mógł się już za bardzo schylać, a nie chciał nikogo prosić. U nas by tej prośby nie zrozumieli. U nas w kościele może świecić się tylko żyrandol, a nie pantofle księdza. Aj, cholera! – przerwał, bo kapnął mu na koszulę sos z hot-doga.