-
Kiedyś znałem księdza bardzo zadbanego fizycznie –
opowiadał prałat Paweł, kiedy szli parkiem miejskim do budki z hot-dogami. –
chodził nawet do kosmetyczki. Wypielęgnowane dłonie, sportowa sylwetka.
Panowie czekali na rozwój opowieści,
żeby nie skompromitować się przedwczesną krytyką zadbanego duchownego.
-
Pewnie uważał, że atrakcyjny mężczyzna przyciągnie
więcej kobiet do kościoła – zakonkludował ksiądz magister Wojciech, nie
doczekawszy się ciągu dalszego.
-
Czasami dbałość o stronę fizyczną rekompensuje
nadmierną nieśmiałość, zwłaszcza u osób publicznych – powiedział ojciec Jacek.
-
Znowu ta pop-psychologia – burknął ksiądz magister
Wojciech, który tego dnia nie był w dobrym humorze – na pewno miał jakąś babę na
boku i tyle. O czym tu gadać.
-
Żeby to było takie proste, „jakąś babę” – ofuknął go
ojciec Jacek – akurat ci najprzystojniejsi nie muszą mieć nikogo na boku.
Bardziej się boję tych łysych w okularach i zgarbionych.
-
Kurialista – poddał ksiądz magister Wojciech. – Z
Angelicum jakiś absolwent. Asystent biskupa. Jak ja nie lubię tych
wyglansowanych asystencików w wyczyszczonych pantoflach. Groby pobielane!
Poobieraliby kartofle u mnie w seminarium, to by się im odechciało glansowania
trzewiczków.
-
Chciałbym jakoś panów pogodzić – powiedział prałat
Paweł. – Ksiądz, o którym mówię, nie był z Angelicum, nie był kurialistą ani
niczym asystentem i, o ile wiem, nie miał żadnej baby na boku. Tyle że
przeszedł na emeryturę. I wtedy zaczął chodzić w słomkowym kapeluszu, płóciennym
garniturze i z laseczką. Niektórzy mówili, że zbzikował. Zapytałem go o to. „Wiesz”,
powiedział – „jak nie byłem księdzem, to była komuna i nie było takich
garniturów, a potem, jak były garnitury, to byłem już księdzem i mi nie
wypadało ich nosić. Luter powiedział – nie oddawajmy diabłu dobrej muzyki. Ja
mówię: nie oddawajmy mu dobrych garniturów” – tak mi jeszcze rzekł.
-
Ciekawe, że opisałeś tego księdza od góry – zauważył
ojciec Jacek, który był freudystą.
-
Nie chciałem mówić o butach – odpowiedział spokojnie
prałat Paweł, który zaczął już jeść swojego hot-doga – buty miał niestety słabo
doczyszczone. Nie mógł się już za bardzo schylać, a nie chciał nikogo prosić. U
nas by tej prośby nie zrozumieli. U nas w kościele może świecić się tylko żyrandol,
a nie pantofle księdza. Aj, cholera! – przerwał, bo kapnął mu na koszulę sos z
hot-doga.