Ksiądz magister Wojciech opowiadał, w
tonie niechętnym, o „poświęcaniu swoich cierpień”. Uważał, idąc za teologiem X,
że poświęcać możemy tylko dobro, którym dysponujemy. Podawał jako przykład
negatywny księdza D., który postanowił poświęcić swoje cierpienia, związane z
nieuleczalną chorobą, jako intencję za zdrowie ojca świętego. Sam o tym
publicznie nie opowiadał, ale wiadomość jakoś mimochodem przeniknęła do gazety
parafialnej, a potem do mediów diecezjalnych. Donosiły więc media: „Ksiądz D.
poświęca swoje cierpienia za ojca świętego.”, „Bierzmy przykład z heroizmu
chorego księdza”, itp.
-
Autoreklama, jeszcze w dodatku pycha i szukanie sensu w
szatańskim nieładzie świata – mówił ksiądz magister Wojciech. – A moi
seminarzyści kopią się w refektarzu po kostkach: „Cierp teraz za głodujących w
Afryce”.
-
Jak panowie wiedzą – dodał prałat Paweł, odkładając na
stolik popularne pismo wnętrzarskie – po maturze chciałem zostać architektem.
Może teraz powiem, co mnie od architektury odwiodło. Otóż czytałem kiedyś
interesujący wiersz, nie zacytuję, ale sens był taki, że dwoje młodych ludzi
zbudowało sobie dom w pięknym ogrodzie, rozciągającym się po horyzont. Dom,
właściwie domek, był bardzo mały. Weszli, właściwie wcisnęli się do środka
przez niziutkie drzwi, otworzyli okienko na oścież i wykrzyknęli z ulgą – no,
nareszcie można odetchnąć!
-
William Blake chyba – powiedział niepewnie ojciec
Jacek. – A ksiądz D., czy wyzdrowiał?
-
Nie, umarł półtora roku później – powiedział ksiądz
magister Wojciech – w szpitalu wojewódzkim. Ale fakt, że ojciec święty przeżył
go o pół roku. Tak że nie wiem, jak to interpretować.
-
Słyszałem chyba o tym księdzu – dodał prałat Paweł. –
Podobno też kościół zbudował piękny, ale to przed poświęceniem się za zdrowie
ojca świętego. Chyba trudno mu było zbierać materiały budowlane. Może to też nadszarpnęło
jego zdrowie.