XVIII. Prałat Paweł opowiada o sile neogotyku



-        Miałem takiego kandydata do zakonu – opowiadał ojciec Jacek – który przyszedł do mnie na rozmowę kwalifikacyjną ze swoją dziewczyną. Że niby ona rozumie jego wybór i szanuje, ale chce do końca z nim być, zanim klamka zapadnie. Tak się wyraziła. Pamiętam, że była w niego tak wczepiona ramieniem, jakby miał jej zaraz uciec, i taka była w ogóle przelewająca się przez ramię,  miała czarne włosy długie, kręcone i haczykowaty nos i mówiła scenicznym szeptem, i razem wszystko to wyglądało jak scena z fin de siècle’u wiedeńskiego. A ten gościu – odżywiony nieźle, też kubek w kubek jak filister w stopniu powiedzmy hofrata. Pomyślałem wtedy nieładnie – nie do końca z nim będziesz, dziewczyno, tylko do początku. Niepodległości – zakończył ambitnie ojciec Jacek.

-        Przypomina mi to podobną historię, której byłem świadkiem w młodości – powiedział prałat Paweł – otóż byłem na stypendium doktoranckim w mieście uniwersyteckim i wynajmowałem mieszkanie od jednego księdza, który odziedziczył je po swojej parafiance zupełnie mimo woli zresztą… A obok mnie mieszkał bardzo uduchowiony chłopak lat dwudziestu kilku, ze swoją narzeczoną, która właśnie też była przelewająca się i miała nos długi, i to wszystko, o czym opowiadałeś, a nawet, pamiętam, nosiła we włosach spinkę z ważką jak z „Chimery”.

-        No to aż taki uduchowiony ten kolega nie był – zaśmiał się ksiądz magister Wojciech.

-        Był, tylko może nie bardzo ortodoksyjnie – powiedział prałat Paweł. – No i on się dowiedział, że ja jestem księdzem, i zaczął mnie nawiedzać i opowiadać o swoich przeżyciach duchowych. A w pierwszej kolejności opowiedział mi o regularnym kontakcie metempsychicznym ze zmarłą babcią, która bardzo podobno lubi tę właśnie jego narzeczoną, Aldonę, ale uważa, że nie powinni razem mieszkać i on podejrzewa, że babcia jest o Aldonę w gruncie rzeczy zazdrosna. „A wyjaśnijcie to sobie z tą babcią, a mnie dajcie spokój” myślałem wtedy, bo miałem wszystkiego dwa miesiące na oddanie doktoratu do recenzji.

-        Ale to się samo nie rozwiązało – mówił dalej prałat Paweł – bo za tydzień ten chłopak przydybał mnie na schodach i mówi, że Aldona znalazła w szafie ubrania po babci i zaczęła się w nie przebierać. „Jaka ta babcia śliczna, chce się ksiądz przekonać?” – mówił do mnie i chciał wyciągać zdjęcia, żeby porównywać babcię z Aldoną, czy też Aldonę z babcią. Zrozumiałem, że muszę działać szybko, tzn. jest takie obiektywne wołanie Boże do mnie: „Paweł, masz tego czubka uratować raz-dwa-trzy!”

-        No i co zrobiłeś – chciał wiedzieć ksiądz magister Wojciech.

-        A, to było proste – powiedział prałat Paweł. - Zaprosiłem się do nich i kazałem pokazywać wszystkie rodzinne albumy, których tam było ze trzydzieści sztuk. Ale na szczęście już w piątym znalazłem coś, czego mi było trzeba, tj. krótko mówiąc prababcię z końca dziewiętnastego wieku, tak ostro wysklepioną jak kościół Sagrada Familia. A potem poszedłem do łazienki, wyjąłem nożyczki i przeciąłem rurkę spustową do rezerwuaru. A potem gościa pożegnałem, że niby muszę odmawiać godzinę czytań.

-        I to podziałało? – spytał zaciekawiony ojciec Jacek.

-        No – powiedział prałat Paweł – bo pod nim mieszkała inna sąsiadka, też w wieku zachęcającym.

-        Pewnie była bardzo piękna – domyślał się estetycznie ojciec Jacek.

-        No, coś takiego – powiedział prałat Paweł – może nie tak bardzo. Ale też taka, powiedzmy, ostro wysklepiona była to dziewczyna. Fin de siècle fin de sièclem, ale nie należy jednak lekceważyć siły neogotyku.