-
Miałem znajomego – mówił prałat Paweł – który od
dzieciństwa wierzył w interwencje boskie w drobnych sprawach życiowych. Zostało
mu to nawet do późnej dorosłości. Może źle się wyraziłem, nie tyle interwencje,
ile takie… no…, określił mi to jako takie „prztyczki Opatrzności”. Na przykład,
kiedy psuł mu się samochód, to pierwszą jego myślą było zawsze: „a może za dużo
jeżdżę tym samochodem bez sensu, marnuję tylko czas, a przecież z każdej minuty
mnie rozliczą”. A kiedy zawieszał mu się internet, to myślał: „ może za dużo
czytam gazet, a za mało piszę? Jak ja używam moich talentów?” I tak się doszukiwał.
-
Ksiądz? – zapytał ksiądz magister Wojciech.
-
Nie – odpowiedział prałat Paweł – świecki. Historyk
sztuki. Opowiadał mi, że na studiach, dwadzieścia lat temu jakoś, wynajmował
się do indywidualnego oprowadzania gości zagranicznych po Krakowie. Kiedyś miał
taką sytuację, w krypcie świętego Leonarda pokazywał dwóm Holenderkom ołtarz,
przy którym Wojtyła odprawiał mszę prymicyjną w czterdziestym szóstym. To były
dwie panie, matka i córka. Obie pokaźne. Córka nawet trochę za bujna jak na
Holenderkę, w białych spodniach welwetowych z paseczkiem mocno ściśniętym.
Głównie interesowały je sklepienia krzyżowo-żebrowe, tam są jakoś szczególnie rozwiązane,
a on im o tym ołtarzu, i nagle zgasło światło, dosłownie na dwie minuty.
-
No to już się domyślam – mruknął ksiądz magister
Wojciech.
-
Mój historyk sztuki powiedział mi, że nie miał nigdy
takiej gonitwy myśli, co w ciągu tych dwóch minut. Myślał: Co to znaczy, że
opowiadam o polskim papieżu tym dwóm protestantkom? I gaśnie światło? A
jednocześnie wyciągnął rękę, złapał stojącą najbliżej Holenderkę, powtarzając: dat
is niets, dat is niets, dit soms gebeurt – bo ten historyk sztuki znał
holenderski – a drugą ręką zaczął szukać tego ołtarza kamiennego.
-
Złapał za rękę starszą naturalnie – domyślił się ksiądz
magister Wojciech.
-
A drugą ręką za ołtarz – powiedział ojciec Jacek.
-
Tak, i to prawą ręką – powiedział ksiądz prałat Paweł –
mój znajomy powiedział, że do dzisiaj nie może zapomnieć tego uczucia – zimna
mensa ołtarzowa pod prawą ręką, natomiast gorący nadgarstek protestancki – pod
lewą. Bo dobrze powiedziałeś, Wojciechu, to była ta starsza. Nie należy
oczekiwać zbyt wiele w krypcie świętego Leonarda.
-
No i co? Jaka konkluzja? Ożenił się ze starszą?
Poderwał młodszą? Został księdzem? Wyjechał do Holandii? Pojechał na wycieczkę
do Norymbergi? – chciał wiedzieć ksiądz magister Wojciech.
-
Aha. Widzę, że wiara w prztyczki Opatrzności jest
zaraźliwa – zauważył zgryźliwie prałat Paweł i włączył Radio Watykańskie, które
nadawało właśnie Angelus Domini.