Panowie oglądali program publicystyczny.
-
Jak byłem dzieckiem – powiedział ojciec Jacek – i
zobaczyłem raz takiego pana w okularach w telewizorze, w zasadzie samą jego głowę,
to się mocno przestraszyłem, bo było widać właśnie tylko głowę, bez ciała,
i pomyślałem sobie, dlaczego temu panu telewizor obciął głowę, i dlaczego sama
głowa gada? I zacząłem bardzo płakać, aż rodzice przybiegli.
-
To mi przypomina pewnego mojego doktoranta teologii
dogmatycznej – powiedział prałat Paweł – bardzo był kreatywny, skurczybyk.
Pamiętam, że wymyślił teorię bezwładności grzesznego bytu. Mniej więcej na tym
to polegało, że ponieważ jedynym źródłem ruchu, czyli energii, jak uczy np.
Doktor Anielski, jest Bóg, to w zasadzie im bardziej taki grzesznik grzeszy,
tym bardziej się tego źródła oddala i tym mniej ma życiowej energii, a więc
dochodzi w końcu do momentu, gdzie wszystkie jego władze wolicjonalne nie mają
już napędu w energii boskiej i działają jedynie siłą bezwładności.
-
No i przychodzi ten doktorant do mnie kiedyś na
seminarium i taszczy grzechoczące pudło. Otwieramy, patrzymy, a w środku jest
stos sztucznych szczęk, którymi można zagruchotać, i wtedy one robią: am, am,
am, ruszając zębami.
-
“ No i co to ma być” – pytam go wtedy.
-
“To jest teza mojej pracy doktorskiej” – mówi mi ten
doktorant dogmatyczny. – “Ja potrząsam, a one mówią: «Am, am, am, nikt nami nie
potrząsa i nie mamy żadnej pierwszej siły poruszającej, i w ogóle nikt nas nie
stworzył, tylko my tak same, z nieprzymuszonej woli i siłą własnej
szczękowatości, szczękamy i ocieramy się o siebie, ząb w ząb.»”
-
Brrr – wstrząsnął się ksiądz magister Wojciech – jakoś
mi się to zdaje obrzydliwe. Chociaż – dodał po chwili – jak powiedziałeś o
bezwładzie bytu, to już się przestraszyłem, że ten doktorant przyniesie na
seminarium żywego koguta, pieniek i siekierę.
-
To by było logiczniejsze – zgodził się prałat
Paweł. – Ale może zbyt drastyczne. A ja
i tak nie mogłem się potem uwolnić od tego obrazu pudła ze szczękami, zwłaszcza
jak oglądałem dowolny program publicystyczny, to mi to „am, am, am”, tkwiło w
głowie. Kiedyś to jednak byłem dużo wrażliwszy.