XLIV. Prałat Paweł opowiada o ostatnim dniu posługi księdza biskupa


Siedzieli w stallach po zakończonych nieszporach. Na dworze wiało, więc nikomu nie chciało się wychodzić.
-          Taki gorący, burzowy dzień, jak dzisiaj – zaczął prałat Paweł – przypomina mi ostatni dzień posługi mojego biskupa, u którego byłem długo sekretarzem – zaczął prałat Paweł.
„No, wreszcie się wydało. Kolejny sekretarz” – pomyślał ksiądz magister Wojciech.
-          ...otóż mój ksiądz biskup nie życzył sobie żadnych ceremonii. Po prostu odprawił mszę o osiemnastej dla tych kilkunastu starszych pań w katedrze, jak prawie co dzień, po czym poszedł, jak stał, sam do zakrystii, uprzedziwszy nas, że chce zostać na chwilę sam. Po dziesięciu minutach przybiegł zakrystian, czerwony, jakby zobaczył samego patrona parafii katedralnej, świętego Wita.
-          „Co się dzieje, panie Zenku?” – zapytałem.
-          „Ksiądz biskup się tam rozbiera” – wyjąkał.
-          „Jak to po mszy” - mówię.
-          „Po mszy? E, nie... Inaczej... Szybko, może jeszcze ksiądz sekretarz zobaczy” – i pociągnął mnie do komórki, w której były wyłączniki światła w katedrze, i kazał patrzeć przez dziurkę od klucza. Szczęściem była wielka, dziewiętnastowieczna, na stare klucze.
-          No i co, ducha zobaczyliście? – zapytał ksiądz magister Wojciech.
-          Nie, tylko ksiądz biskup był w samej koszuli, a wszystkie jego pontyfikalia – mitra, ornat, alba, stuła, humerał – leżały sobie na kredensie. A on rozbierał się dalej.
-          Jak to: dalej - zdziwił się ksiądz magister Wojciech.
-          No tak – powiedział prałat Paweł – a więc zdjął swoją ulubioną białą koszulę, potem spodnie, potem wszystko inne, co tam mężczyźni mają pod spodem. Potem napiął się, westchnął i ściągnął z siebie skórę. A potem dalej: mięśnie, tłuszcz, żyły, naczynia limfatyczne i nerwowe, a potem zaczął rozbierać szkielet. Z lewą ręką jeszcze jakoś mu poszło, ale z prawą było mu już trochę trudno, więc nagle wzdrygnął się i wszystkie kości: trach! posypały się na ziemię. No i wtedy wbiegliśmy obaj do zakrystii, patrzymy, a na tych kościach trzepocze...
-          Co? – zaciekawił się ksiądz magister Wojciech, spoglądając na fresk na tylnej ścianie chóru, przedstawiający Chrystusa na tronie.
-          No, oczywiście, bijące dla Ojczyzny wielkie, ofiarne serce księdza biskupa – zakończył prałat Paweł i również popatrzył na fresk z Chrystusem.