-
Mój znajomy ksiądz wikary – mówił prałat Paweł, patrząc
na kurzą fermę u kościelnego – powoli zmieniał się w anioła.
-
To znaczy, rosły mu skrzydła – chciał wiedzieć ksiądz
magister Wojciech.
-
Tak. Coś w tym guście – odpowiedział powoli prałat
Paweł.
-
Chrzanisz – powiedział ksiądz magister Wojciech.
-
W każdym razie on też się przestraszył – mówił prałat
Paweł – i poszedł do lekarza, a lekarz na to: niech ksiądz sobie kupi pokrowiec
albo dużo bandaży, bo tych skrzydeł zaraz nie będzie można ukryć.
-
I sprawdziło się – mówił dalej prałat Paweł, obserwując
kury dziobiące nasionka – więc ten ksiądz zaczął chodzić wszędzie z plecaczkiem,
że to niby taki plecaczek na drobiazgi. A potem już plecaczek nie wystarczał,
więc ksiądz kupił sobie pudło od gitary. Że taki muzykalny. Wszyscy się
dziwili, bo nie bardzo umiał śpiewać dotąd.
-
A potem kupił sobie pudło od kontrabasu – próbował ironizować
ojciec Jacek.
-
Nie, bo pudła od kontrabasu nie nosi się na plecach –
powiedział prałat Paweł. Tylko prowadzi się na takich kółeczkach albo ciągnie
za sobą. Wiem, bo byłem kiedyś inspicjentem w filharmonii.
-
No, a z tym księdzem? Miał jakieś jeszcze przymioty
anielskie? Bilokacja itp.? – chciał wiedzieć ojciec Jacek.
-
Nie, nic zupełnie. Tylko te skrzydła – odpowiedział
prałat Paweł – a do odprawiania mszy, jakbyście chcieli wiedzieć, wiązał je
sobie cingulum do pleców. Aż wreszcie raz się wydało.
-
Ktoś podpatrzył? – pytał ojciec Jacek.
-
To było w na początku prefacji. Ksiądz wikary odprawiał
raz w tygodniu mszę łacińską według formularza trydenckiego i przy początku
prefacji, kiedy odwraca się do ludu i mówi „Dominus vobiscum”, tak energicznie
się odwrócił, że zaczepił cingulum o pulpit do mszału, węzeł puścił i skrzydła
rozwinęły się w całej okazałości. Co to był za widok – ksiądz z rozłożonymi
rękami przy ołtarzu, a za nim dwa anielskie skrzydła, zupełnie jak u
Botticellego.
-
Botticelli nie malował księży jednakowoż – zauważył
ojciec Jacek.
-
Faktycznie, nietrafna metafora – przyznał prałat Paweł.
– Ale ciekawe, że ksiądz postanowił wytrzymać do końca mszy, nie uciekać. Po
męsku postąpił. No i potem nikt do niego nie przyszedł do zakrystii zapytać: „Co
to znaczy?”
-
No i? – powiedział ksiądz magister Wojciech.
-
Tylko jeden pan przysłał list. Tam było napisane –
„Niech ksiądz odprawia następnym razem w ornacie gotyckim. Nie po to
przychodzimy na mszę trydencką, żeby oglądać te nowomodne ornaty”.
-
Ciekawe – powiedział ksiądz magister Wojciech.
-
Nie tak znowu bardzo, bo tam był długi chór w tym
kościele, a wszyscy stali za balaskami. Nie było szans po prostu, żeby
celebransa dobrze zobaczyć z tej odległości – zakończył prałat Paweł i zaczął
rzucać kurom nasionka do klatki.