Oglądali obrazy w kościele
parafialnym, zresztą brzydkie.
-
Znałem takiego jednego wyznawcę ascetycznego,
świeckiego człowieka – mówił prałat Paweł niestety trochę lekceważącym tonem –
który w swojej praktyce ascetycznej nie rozstawał się w dzień i w noc ze swoją
ikoną Ewagriusza z Pontu, dosłownie spał z nią i kąpał się, to znaczy stawiając
na półce naturalnie. Aż w końcu mu się ten Ewagriusz z Pontu przyśnił i w tym
śnie obił go kosturem, i powiedział – „Idź do przychodni zdrowia, tam cię
poskładają”. No i ten wyznawca rzeczywiście następnego dnia poszedł do
przychodni, i w samym wejściu, bo to była zima i lód, spektakularnie wywinęła na
niego orła na śliskiej wycieraczce taka jedna pani dość młoda. No i potem,
panie tego, jak w życiu. Nie będę opowiadał.
-
A żyją szczęśliwie do tej pory – chciał wiedzieć ksiądz
magister Wojciech.
-
Tak, chyba byli nawet na pielgrzymce do Świętej Góry
Grabarki – powiedział prałat Paweł. – Bo na grób Ewagriusza raczej nie pojadą,
bo ich nie stać. Budżetówka oboje.
-
A ikona z Ewagriuszem wylądowała na pawlaczu? – nie
ustępował ksiądz magister Wojciech.
-
Tak, ale tylko na sześć lat – mówił prałat Paweł – bo
siódmy rok był krytyczny, jak nie przymierzając w życiu kaznodziejskim
Ewagriusza, o czym tak się pięknie dowiadujemy z dzieła „Vita Evagrii” w
tłumaczeniu ks. Starowieyskiego. Bo ta pani z wycieraczki nie była za bardzo
wierząca. I w końcu tę ikonę Ewagriusza, ten tego, przy wielkanocnych
porządkach pawlaczowych – rozdystrybuowała na kawałki.
-
No to Ewagriusz źle mu doradził – zaśmiał się ksiądz
magister Wojciech.
-
E, nie – powiedział prałat Paweł – ten wyznawca
ascetyczny tego nawet oczekiwał. Był zadowolony, że może pozbyć się jedynej
rzeczy, która sprawiała mu przyjemność w życiu, tzn. patrzenia na tę ikonę
Ewagriusza. To był, widzicie, prawdziwy wyznawca.
-
„Vita Evagrii” nie przetłumaczył ksiądz Starowieyski
jednak – zauważył ojciec Jacek.
-
A, to może dlatego niektóre szczegóły mi się pomyliły –
powiedział prałat Paweł.