XXVIII. Prałat Paweł opowiada o przydatności ornatu na Wyspach Owczych


Oglądali zbiór starych ornatów – czego tam nie było! Barokowe, wyszywane, haftowane. Jeden, szczególnie podarty, należał podobno do osiemnastowiecznego biskupa Szembeka, który był nieco słaby na umyśle i hobbistycznie dziergał na drutach.
-          Ta kolekcja – mówił prałat Paweł, ostrożnie sięgając po ornat w kształcie trumny – przypomina mi historię pewnego proboszcza duńskiego. Osobiście go nie znałem – dodał szybko, ubiegając ewentualne pytanie księdza magistra Wojciecha – więc nie mogę ręczyć za autentyczność. Nawet nie mogłem go znać prawdę mówiąc, bo to jest historia z szesnastego wieku, a opowiedział mi ją pewien irlandzki zakonnik, który opiekował się jedyną katolicką parafią na Wyspach Owczych.
-          Znowu egzotyka – powiedział ksiądz magister Wojciech. – Jakbyśmy nie dość mieli tutaj problemów, na Podlasiu.
-          Otóż podobno tam jest taki przekaz, że ostatni proboszcz katolicki na Wyspach Owczych, pozbawiony parafii i z nakazem wyjazdu podpisanym przez samego gubernatora królewskiego, dajmy na to Christiansena, zostawił nowemu pastorowi, przybyłemu z Kopenhagi, na stole plebanii klucz i list, a obok elegancko złożony stary, postrzępiony ornat, w której przez poprzednie dwadzieścia pięć lat odprawiał msze.
-          No i co z tego? – chciał wiedzieć ksiądz magister Wojciech.
-          Chyba nic, tyle że ten ornat miał wyhaftowany herb królewski i napis CH REGIS DON AD 1516. No i ten nowy pastor był w kropce. Co robić? Wyrzucić nie można, bo to dar królewski. Nosić też nie bardzo, bo ornat katolicki.
-          Powinien był odesłać do Kopenhagi – powiedział ojciec Jacek.
-          Nie bardzo mógł odesłać dar królewski, w tym sęk – powiedział prałat Paweł. – W końcu to była bardzo mała parafijka na końcu ówczesnego świata. Dosłownie wioska rybacka. Tam nie było za bogato.
-          No i wybrnął z całej sytuacji iście po protestancku – mówił dalej prałat Paweł – kazał zaszyć otwór na głowę i powiesił ornat jako zadaszenie ambony, na której co niedziela głosił kazania o wyższości wiary reformowanej. „Tym sposobem” – mówił mi ten irlandzki zakonnik, uśmiechając się uprzejmie – „tutejsi pastorzy przez czterysta lat głosili kazania w cieniu katolickiego ornatu.” Czy wpłynęło to na stosunek do wiary rzymskiej u tych rybaków, którzy kazań słuchali, historia milczy.