Rozmawiali o pracach konserwatorskich
w kościołach.
-
Słyszałem taką opowieść – mówił ojciec Jacek – że w
małym kościółku był duży krucyfiks gotycki, i on był cudowny. I jak odprawiał
mszę świętą ksiądz w stanie łaski uświęcającej, to Pan Jezus na krucyfiksie
miał zadowoloną minę. A jak odprawiał inny, np. proboszcz, to Pan Jezus miał
smutną minę i zmartwioną. A pewnego dnia przyjechał biskup na wizytację i
wtedy...
-
Mój znajomy proboszcz – wtrącił szybko prałat Paweł –
zauważył w tym roku na początku Wielkiego Tygodnia, że jego witraże – bo on ma
takie witraże bardzo nowoczesne ze scenami symboliczno-abstrakcyjnymi, których
nikt nie rozumie – zaczynają przepuszczać coraz więcej światła, a kolorowe
kwadraty i trójkąty przemieniają się w kompozycje kwiatowe w stylu wczesnego
Stanisława Wyspiańskiego.
-
Może ktoś je umył – zaryzykował ksiądz magister
Wojciech.
-
No i jeszcze zauważył, że figury świętych, zrobione
przeważnie na hieratyczny pseudogotyk bremeński, zaczynają nabierać secesyjnej
miękkości.
-
Tak, to jest wielki problem – powiedział ojciec Jacek –
gdybyśmy tylko mogli zerwać z tą germańską tradycją przedstawiania świętych.
Mój kolega pisał o tym doktorat, ale to beznadziejna sprawa. Jak są za sztywni,
wierni powiedzą, że nieludzcy. Znowu jak barokowi – że rozlazłe baby i mazgaje.
-
Nie rozgaduj się, teoretyku – skarcił go ksiądz
magister Wojciech.
-
No a w Wielką Środę to mu te witraże normalnie zakwitły
– powiedział prałat Paweł. – No i ten mój proboszcz najpierw się przestraszył
zbiegowiska, bo wieczorem miał jednak odprawiać uroczyste nabożeństwo z okazji
wizytacji biskupiej, a tutaj takie paranormalne zjawiska. Co biskup powie?
-
No i co zrobił – zainteresował się ojciec Jacek.
-
Ten proboszcz był nie w ciemię bity – powiedział prałat
Paweł – więc domyślał się, o co tu chodzi. Otóż za ścianą był klasztor żeński,
i tam mieszkała jedna siostra opromieniona sławą świętości. I ona widocznie
musiała się modlić gorliwiej jeszcze niż zwykle. No więc ten mój proboszcz łap
za słuchawkę i dzwoni do siostry przełożonej, i mówi: „Niech ta siostra
przestanie się tak gorliwie modlić, bo zaraz mi tu zstąpią anieli, a wieczorem
mam wizytację biskupią.” A na to siostra przełożona: „Ale ta święta siostra
jest teraz w Krynicy Górskiej w sanatorium, leczy nerki”. „No to nie wiem” –
mówi ten proboszcz – „Coś się u ciebie jednak złego, tzn. właściwie dobrego,
dzieje.”
-
I znaleźli przyczynę – chciał wiedzieć ksiądz magister
Wojciech.
-
Tak, w końcu znaleźli. Otóż pracowała u nich taka miła,
młoda konserwatorka, od tygodnia – poznałem ją zresztą. Fajna straszliwie,
malutka, świeżo po studiach, ale taki diabełek. „Mówi mi – proszę ojca, to całe
wyposażenie kościelne tutaj to artystycznie woła o pomstę do nieba. Tutaj
potrzeba by drugiego zstąpienia Stanisława Wyspiańskiego.” I kto by pomyślał –
zastanawiał się prałat Paweł – malutka dziewczyna, ruchliwa i złośliwa jak
diabełek, a takie chody.