XLII. Prałat Paweł opowiada o drugim zstąpieniu Stanisława Wyspiańskiego


Rozmawiali o pracach konserwatorskich w kościołach.
-          Słyszałem taką opowieść – mówił ojciec Jacek – że w małym kościółku był duży krucyfiks gotycki, i on był cudowny. I jak odprawiał mszę świętą ksiądz w stanie łaski uświęcającej, to Pan Jezus na krucyfiksie miał zadowoloną minę. A jak odprawiał inny, np. proboszcz, to Pan Jezus miał smutną minę i zmartwioną. A pewnego dnia przyjechał biskup na wizytację i wtedy...
-          Mój znajomy proboszcz – wtrącił szybko prałat Paweł – zauważył w tym roku na początku Wielkiego Tygodnia, że jego witraże – bo on ma takie witraże bardzo nowoczesne ze scenami symboliczno-abstrakcyjnymi, których nikt nie rozumie – zaczynają przepuszczać coraz więcej światła, a kolorowe kwadraty i trójkąty przemieniają się w kompozycje kwiatowe w stylu wczesnego Stanisława Wyspiańskiego.
-          Może ktoś je umył – zaryzykował ksiądz magister Wojciech.
-          No i jeszcze zauważył, że figury świętych, zrobione przeważnie na hieratyczny pseudogotyk bremeński, zaczynają nabierać secesyjnej miękkości.
-          Tak, to jest wielki problem – powiedział ojciec Jacek – gdybyśmy tylko mogli zerwać z tą germańską tradycją przedstawiania świętych. Mój kolega pisał o tym doktorat, ale to beznadziejna sprawa. Jak są za sztywni, wierni powiedzą, że nieludzcy. Znowu jak barokowi – że rozlazłe baby i mazgaje.
-          Nie rozgaduj się, teoretyku – skarcił go ksiądz magister Wojciech.
-          No a w Wielką Środę to mu te witraże normalnie zakwitły – powiedział prałat Paweł. – No i ten mój proboszcz najpierw się przestraszył zbiegowiska, bo wieczorem miał jednak odprawiać uroczyste nabożeństwo z okazji wizytacji biskupiej, a tutaj takie paranormalne zjawiska. Co biskup powie?
-          No i co zrobił – zainteresował się ojciec Jacek.
-          Ten proboszcz był nie w ciemię bity – powiedział prałat Paweł – więc domyślał się, o co tu chodzi. Otóż za ścianą był klasztor żeński, i tam mieszkała jedna siostra opromieniona sławą świętości. I ona widocznie musiała się modlić gorliwiej jeszcze niż zwykle. No więc ten mój proboszcz łap za słuchawkę i dzwoni do siostry przełożonej, i mówi: „Niech ta siostra przestanie się tak gorliwie modlić, bo zaraz mi tu zstąpią anieli, a wieczorem mam wizytację biskupią.” A na to siostra przełożona: „Ale ta święta siostra jest teraz w Krynicy Górskiej w sanatorium, leczy nerki”. „No to nie wiem” – mówi ten proboszcz – „Coś się u ciebie jednak złego, tzn. właściwie dobrego, dzieje.”
-          I znaleźli przyczynę – chciał wiedzieć ksiądz magister Wojciech.
-          Tak, w końcu znaleźli. Otóż pracowała u nich taka miła, młoda konserwatorka, od tygodnia – poznałem ją zresztą. Fajna straszliwie, malutka, świeżo po studiach, ale taki diabełek. „Mówi mi – proszę ojca, to całe wyposażenie kościelne tutaj to artystycznie woła o pomstę do nieba. Tutaj potrzeba by drugiego zstąpienia Stanisława Wyspiańskiego.” I kto by pomyślał – zastanawiał się prałat Paweł – malutka dziewczyna, ruchliwa i złośliwa jak diabełek, a takie chody.